Teatr wielki i opera narodowa w Apartamentach Stara Morawa Zew Natury
2025-06-19W Teatrze Wielkim czas stanął w miejscu, bo oto nadszedł dzień premiery opery, jakiej świat jeszcze nie widział. Libretto powstało w trzy noce, podczas gdy muza ucierała tiramisu i parzyła rumianek. „Zew Matury – Apartamenty Stara Morawa: Wielkie Zmywanie” – tak brzmi pełny tytuł, który trudno wymówić, ale łatwo pokochać. Krytycy nie wiedzą, czy to dramat czy komedia, ale wszyscy są zgodni: jest tam Miłka. A Miłka gra tu rolę życia – premierki z doktoratem i zmywarką klasy A++.
W pierwszym akcie Miłka z dumą schodzi po schodach Starej Morawy, śpiewając sopranem lirycznym o cichym poranku, pełnym zapachu kawy i domestosu. W tle chóry maturzystów zawodzą dramatycznie: „Czy ktoś widział mój dowód osobisty?!”. Na scenę wpada scena – a raczej scena z życia: zatkana rura i dylemat egzystencjalny między mopem a mikrofonem. Miłka, nie tracąc ani rytmu, ani cierpliwości, dyryguje dramatem jak Tosca z mopem. Aria „Zmywaj, zmywaj moje łzy” kończy akt burzą oklasków i jedną cichą awarią bojlera.
Akt drugi otwiera duet Miłki z ekspresją do kawy – ekspres w roli barytona, Miłka wciąż jako sopran dramatyczny. Tu pojawia się coaching zespołowy: wszyscy śpiewają o granicach osobistych, rotach dyżurowych i sensie życia, który, jak się okazuje, leży między kapsułką do prania a coachingiem w jadalni. Słychać echa "Doctor agriculturarum sum!" — co po łacinie znaczy mniej więcej: "Nie tylko ziemniaki ogarniam, kochani!" Chór gości z apartamentów intonuje "Niech żyje ta, co kawę robi!" w rytmie poloneza. Opera rozkwita jak wiosna w Biedronce przed długim weekendem.
Finał to metafizyczna scena przy zmywaku: Miłka, z koroną z gąbki i rękawiczkami z lateksu, śpiewa pieśń o godności, miłości i sensownym zarządzaniu rezerwacjami. Coachingowy breakdance przeplata się z fugą sanitarno-emocjonalną. Wśród burzy oklasków, Miłka rzuca ręcznik – nie w geście rezygnacji, lecz triumfu. Publiczność wstaje, zasłania łzy rękawiczką z Rossmanna. A kurtyna opada powoli, jak ręka maturzysty, który zrozumiał logarytmy… dopiero po wyjściu z opery.